Przejście w Tatrach

Top: 
Tatry Wysokie
Dolina: 
Ciężka
Miejsce: 
Galeria Gankowa
Název silnice: 
Łapiński-Paszucha
Ocenění: 
VI+
Čas: 
12h
Dátum: 
2024-08-14
Pozornost: 
Galeria Gankowa, a może, jak przypomniał dekadę temu nieodżałowany Józef Nyka, „pn.-zach. ściana Galerii Gankowej” (www.nyka.home.pl/glos_sen/pl_ascii/201302.htm), to z całą pewnością jedna z kilku najbardziej honornych ścian Tatr. Do końca II wojny światowej ściana w zasadzie „polska”. Oczywiście nie w sensie politycznym, a wyłącznie taternickim. Pierwsza droga, zwana Klasyczną, lewym skrajem, powstała w 1911 roku. Osobiście uważam, że to droga z najlepszym w Tatrach widokiem na ścianę... Galerii Gankowej. Właściwe urwisko, tym razem po prawej stronie, puściło w 1931 roku za sprawą Stanisławskiego i Żuławskiego (Marka). Środek nadal czekał na rozwiązanie, które nastąpiło tuż przed wybuchem II wojny światowej. Droga Gosławskiego i Orłowskiego postawiła kropkę nad „i” całego międzywojennego taternictwa. Formalnie określana mianem środka ściany, w praktyce znajdująca się gdzieś w połowie odległości między Stanisławskim a Środkowym Zacięciem (słow. Centrálny kút) w jakimś sensie wyznaczającym ten środek. Nadszedł w końcu początek września 1944 roku, gdy w dwudniowej wspinaczce Kazimierz Paszucha i Czesław Łapiński zamknęli polski rozdział eksploracji ściany Galerii Gankowej przejściem wybitnego komina leżącego tuż na lewo od wspomnianego Środkowego Zacięcia - Komina Łapińskiego-Paszuchy. Droga powstała w wyniku zastosowania wchodzącej dopiero w Tatry techniki hakowej, jednakże klasycznie wspinano się do VI włącznie, co w późniejszych czasach wcale nie było regułą. Po wojnie sytuacja się zmieniła, a ściana stała się na dłuższy czas „słowacka”. Kolejne drogi otwierali Puškáš (1948), Kuchař (1954), Studnička (1960), Antoníček (1963, Środkowy/Centralny Filar), bracia Pochylý (1967), oczywiście wszystkie wraz z - niejednokrotnie równie znanymi - partnerami. Po raz pierwszy na Galerii Gankowej byłem w 2008 roku robiąc, a jakżeż inaczej, po prostu drogę Klasyczną. Następnego roku wybór padł na Stanisławskiego, więc w kolejnym nie było wyjścia i padło na Orłowskiego. Logicznym byłoby potem przejście drogi Łapińskiego-Paszuchy, tak by zamknąć pierwszy historyczny etap polskiej eksploracji, jednak na to czekałem aż kolejne 14 lat… W tym czasie ścianę robiłem wielokrotnie (łącznie 15 razy: Klasyczną 5x, Stanisławskiego 2x, Puškáša 2x, Polską Drogę 2x, Orłowskiego 3x, Środkowy/Centralny Filar 1x (choć nie do końca udanie niestety). Ła-Pa jednak ciągle czekał na swój czas. W zeszłym roku zabraliśmy się poważniej do planowania, jednak mimo długiego okna pogodowego w połowie sierpnia, wydawał się wciąż mokry. Tym razem było inaczej. W piątek, gdy szedłem do Białej Wody, dolina była całkowicie zalana, a poziom Białki wskazywał jednoznacznie, że w ostatnim czasie spadła masa wody. Z dnia na dzień było jednak coraz lepiej, a dalszych opadów nie było. W poniedziałek wybraliśmy się na Stanisławskiego. Ła-Pa wyglądał całkiem nieźle, ale nie mieliśmy pewności, czy to jednak nie złudzenie. Ostatnim pewnym dniem pogody była środa, cztery i pół dnia od ostatniego opadu. Na wstępie warto podkreślić, ze droga Łapińskiego-Paszuchy nie prowadzi samym kominem przez wszystkie jego wiecznie mokre i naprawdę trudne przewieszone przewężenia (wprost miało miejsce chyba tylko jedno przejście w historii: D. Kopold, A. Šoltýs, 21. 8. 2010, VIII-). Raczej w mistrzowski sposób wykorzystuje obie ograniczające komin formacje, lawirując z lewej na prawą i z powrotem przez większość wysokości ściany. Pierwsze dwa wyciągi w niewygórowanych trudnościach (V) doprowadzają pod właściwy komin. W tym miejscu rozchodzą się aż trzy warianty. Na wprost przez kolejne mokre przewieszki hakowy wariant oryginalny. Na prawo przez zazwyczaj mokrą wielką gładką płytę wariant klasyczny najbliższy oryginałowi (nieznanych autorów, wycena nie jest pewna, można znaleźć VI ze znakiem zapytania). Na lewo od komina klasyczny wariant obejściowy również nieznanych (mi) autorów. Wstępnie wybraliśmy wariant prawy, gdyż ponoć zazwyczaj mokra płyta była dość sucha, jednakże teren jest tam bardziej skomplikowany niż opisy wskazują, a duża liczba stałych (strasznie starych) haków, nagle kończących się w gładziach lub mocno niebanalnej rysie, nie napawała pewnością. Próba na tym wariancie zajęła nam około 1.5h, lecz ostatecznie zdecydowaliśmy się wrócić i wybrać lewy wariant obejściowy. Z nim związana jest kluczowa sprawa związana z wodną topografią ściany. To dwuwyciągowe obejście znajduje się hydrologicznie w potężnej, szerokiej i bardzo mocno wywieszającej się depresji, której górną częścią prowadzi droga Ďuran-Pochylý. Innymi słowy mechanizmy zamakania tego wariantu i reszty drogi są zupełnie niezależne. Z ciekawostek. Nasze obserwacje z ostatnich lat sugerują, że to właśnie ta formacja, a nie Środkowe Zacięcie pretenduje do miana najbardziej mokrej całej ściany. No ale to oczywiście tylko „hipoteza badawcza” :). Wracając do lewego wariantu obejściowego. Sam w sobie ma dwa warianty. Lewy łatwiejszy (V/V+) oraz prawy trudniejszy (VI). Oba znajdują się niezwykle blisko siebie i są stricte równoległe. Narzuca się pytanie, dlaczego w takiej bliskości powstały aż dwa? Odpowiedź może być według mnie tylko jedna. Prawdopodobnie czasem ten piątkowy jest całkowicie zalany, podczas gdy szóstkowy (już) nie. Obie wersje łączą się dokładnie pod Półką Biwakową, czyli jedynym miejscem w całej formacji, które w mojej opinii zasługuje na swoją nazwę własną. Jest to również jedyne miejsce na całej drodze, gdzie człowiek może się na płasko położyć, co też prawdopodobnie skrzętnie uczynili pierwsi zdobywcy spędzając tam noc z 6 na 7 września 1944 roku (choć są też argumenty przeciw, długi czas dotarcia tam i dość krótki następnego dnia do tarasu, według niektórych osób, nocleg musiał się odbyć wyżej). Ponad Półką Biwakową znajduje się kolejna wyższa, ale już ukośna. Dzieli je 4m wysokości ścianka wyceniania niemal wszędzie na V, choć w rzeczywistości to typowy bulder za V+/VI- (nam nawet bliżej do wyższej wyceny). Wyższa półka pozwala na wtrawersowanie w prawo do komina, gdzie wszystkie główne warianty (oryginalny, obejściowy prawy, obejściowe lewy) się łączą. Kolejny, czwarty wyciąg, można zacząć na dwa sposoby. Albo wprost dnem komina przez ciasny kominek (wg nas VI-), albo żeberkiem na lewo (ponoć V+) i wówczas trawers w prawo na dno. My wybraliśmy wariant dnem doprowadzający do mokrej głębokiej nyży, z której to droga prowadzi w prawo odpychającym zacięciem z hakami (wg nas VI+) na półkę z wielkimi blokami (leżącą na prawo od dna komina). Kolejny piąty wyciąg zaczyna się powrotnym trawersem w lewo (to ciekawostka, bo ostatnie 3m wyciągu czwartego i pierwsze 3m piątego, to te same metry), tylko trawers robiony jest w inną stronę (na czwartym wyciągu w prawo lekko w górę, na piątym w lewo lekko w dół). Według nas wykazuje on trudności V+ (choć gwoli ścisłości jest dość techniczny, szczególnie w dół). Następnie droga prowadzi w górę kilka metrów przez niepozornie wyglądającą ściankę (V+/VI-), po czym trawersuje w lewo w otwartą ścianę opuszczając komin. Po trawersie następuje kluczowy fragment drogi oficjalnie wyceniany na VI+/VII-, w naszej ocenie jednak raczej VI+. Jakość skały doskonała, ekspozycja wyśmienita. Tylko szkoda, że już rury gazowej z dawnych schematów nie ma... Kolejny szósty wyciąg znów zaczyna się trawersem w poprzek komina, tym razem w prawo. Na schematach wyceniany jest nawet na VI+, co jest dość dziwne, bo według nas ma maksymalnie V+. Jedynym wytłumaczeniem, które przychodzi mi do głowy, jest inny sposób jego pokonywania. My po dojściu na dno komina obniżyliśmy się nim dwa metry w dół by kontynuować trawers. Może bez tego obniżenia trudności są wyższe? Po trawersie zaczyna robić się łatwiej, idziemy w górę docierając pod skośne zacięcie prowadzące w lewo w górę z powrotem do komina. Oficjalne wyceny to V, czasem V+, a dla nas to raczej VI-. Powyżej pozostaje jeszcze niezwykle eksponowane wejście do komina, gdzie w niewielkiej nyży się on po prostu kończy przechodząc w zacięcie. Wyżej znajduje się dość zagadkowy fragment drogi. Oryginalnie powinny być tam dwa warianty, oba hakowe. Na wprost pierwszych zdobywców (40m, z czego 15m techniką hakową) oraz z trawersem w prawo (4m techniką hakową) Słowaków z drugiego, trzeciego lub czwartego przejścia. Na starych schematach oba są hakowe, na nowszych wrysowany jest wyłącznie jeden (pytanie który oczywiście). W AZero widnieje wycena V+, na Tatry.nfo.sk również V+. Zupełnie inaczej przedstawia ten świat schemat autorstwa Piotra Michalskiego opisując uklasyczniony wariant na wprost jako VII, a ten z trawersem w prawo jako VI+. Tyle teorii na podstawie dostępnych źródeł. W praktyce zacięcie na wprost wypełnione jest hakami co metr, jednakże po około 6m haki się nagle kończą, dalsze zacięcie wygląda "trudno", a trawers w prawo z dołu nie jest czytelny. Natomiast trawers w prawo z niższego miejsca wygląda realnie, ale nie jest trawersem, a wspinaniem w prawo w górę (na godzinę 14), a asekuracja na krawądkowej płycie nie jest możliwa (więc i haczenie w latach 50 nie było). Zagwozdka więc była spora, wybraliśmy jednak to, co współczesna intuicja nam podpowiadała, czyli wersję przez płytę z krawądkami (VI-). Podczas przejścia nie korzystaliśmy ze wspomnianego schematu Michalskiego, więc warianty, a raczej ich wyceny, czyli VII na wprost i VI+ z trawersem od miejsca, gdzie haki się kończą nie były nam znane. W sumie być może dzięki temu właśnie obraliśmy własne rozwiązanie, które jest nieco mniej asekurowalne (ale pamiętajmy, że te haki na wprost są „przedpotopowe”), za to lite i prawdopodobnie najłatwiejsze. Pytanie również, czy V+ z AZero i Tatry.nfo.sk, to właśnie nie ten „nasz wariant” po płycie? Nie zdziwiłbym się, jednak jeśli tak, to nikt dotychczas nie wspominał, że to wycena innego niż dwa pierwotne hakowe warianty. Po opisanym właśnie siódmym wyciągu ściana w końcu się kładzie. Pozostaje ostatni długi ósmy wyciąg. Jego III wycenę można między bajki włożyć, ale IV+/V- jest już całkiem pasujące. Na Galerię wychodzimy łatwiejszym lewym wariantem trawersem na małe żeberko i nim na taras (wariant hakowy pierwszych zdobywców wyprowadza wprost mokrym zacięciem). Na taras docieramy o godzinie 20 po 12h od wejścia w ścianę, gdyby odliczyć próbę na prawym wariancie obejściowym w dolnej części ściany, to droga zajęłaby nam 10.5h. Na koniec kilka ogólnych słów o całej drodze. Na pewno należy do kilku najdłużej schnących, mimo tego raczej ustawiłbym ją poza pierwszą trójką (Środkowe/Centralne Zacięcie, Studnička, Ďuran-Pochylý - kolejność losowa). Oczywiście ta konstatacja dotyczy drogi Łapińskiego i Paszuchy, a nie samej formacji, jaką jest Komin Łapińskiego-Paszuchy. Jak już wspominałem droga wyśmienicie radzi sobie z często mokrym, kruchym i przewieszonym dnem komina, a co za tym idzie duże fragmenty drogi schną o wiele szybciej niż samo dno komina. Jakość skały jest naprawdę dobra. Od normalnej po wyśmienitą. Mikrokruszyzny prawie brak. Nieco we znaki daje się makrokruszyzna, bo wiele bloków i tafli jest głuchych, ale to i tak luksus. Czy droga ta (najłatwiejszymi wariantami) zasługuje na wycenę VII-? Na pewno nie. Czy zasługuje na łamańca VI+/VII-? Być może, bo przecież na tym właśnie subiektywizm ocen polega. W naszej ocenie pasuje do niej VI+ (szczególnie porównując do VII- na Środkowym/Centralnym Filarze), jednak to niewiele zmienia. Wspinania jest tam od groma. Od samego początku po niemal ostatnie metry ściany. Orientacja, nie licząc przedostatniego wyciągu, jest po prostu łatwa. Ekspozycja wspaniała, różnorodność formacji również spora (łącznie z dwoma trawersami w dół). Same plusy zdaje się. A minusy? Jest raczej rzadko w roku „czynna” w kategoriach wodnych (choć w porównaniu do Komina Świerza na Kościelcu, to pewnie jednak „często”). Najgorszy jest jednak efekt umierania starych dróg. Stałych haków jest mnóstwo, ale umowne 9 na 10 to szrot. Można zamykać oczy i chyżo pomykać jak po ringach, albo dokładać własną asekurację (często z mikrofriendów). Wybór należy do każdego. Choć i tak trzeba przyznać, że w porównaniu do Środkowego/Centralnego Filara przynajmniej da się dokładać własną asekurację. Tak czy siak, problem z każdą dekadą jest coraz bardziej widoczny, czy na Kazalnicy Mięguszowieckiej, czy na Małym Młynarzu, czy na Galerii Gankowej właśnie. Jedna myśl nie dawała nam spokoju podczas przejścia. Hakówka, nie hakówka, mieli chłopy mental w tym 1944 roku...
Kdo: 
Ilona (KW Sakwa), Greg