Przejście w Tatrach

Top: 
Tatry Wysokie
Dolina: 
Kieżmarska
Miejsce: 
Mały Kieżmarski Szczyt
Název silnice: 
Hefty-Komarnicki
Ocenění: 
IV
Wycena uzupełniająca: 
m.V-
Čas: 
3h15min
Dátum: 
2020-08-31
Pozornost: 
WHP3417. Można śmiało powiedzieć, że to droga pierwszych zdobywców północnej ściany Małego Kieżmarskiego. Prowadzi ona górną połacią zaczynając się w Złotym Kotle. Opierając się na autorach przejścia tak właśnie postrzegano wówczas "właściwą" północną ścianę, co nie zmienia faktu, że jej dolna część (poniżej Niemieckiej Drabiny) nie wyglądała na "wspinalną" w tamtych czasach. Tak czy siak droga czekała na swoje drugie przejście do następnej epoki, czyli aż do 1925 roku, a w między czasie zyskała w żaden sposób niezweryfikowane miano jednej z najtrudniejszych w Tatrach (środowisko węgierskie pewnie nawet sugerowało najtrudniejszą). Sytuację zmieniło pierwsze polskie, a jednocześnie piąte jej przejście (a zarazem nadal piąte ściany, bo innych dróg ciągle nie było). Miało ono miejsce w 1927 roku, a dokonali go bracia Szczepańscy i Mieczysław Szczuka. Tatrzański sezon spędzali pod znakiem rozprawiania się z mitami i legendarnymi "najtrudniejszymi" ścianami. Po przejściu uznali, że to po prostu IV i tak też droga weszła na karty przewodnika WHP. Ciekawy jest jednak sam przebieg drogi. Autorzy, co zrozumiałe, postanowili wejść w ścianę jak najniżej. Asymetryczna jej budowa (dolna ostroga jest mocno przesunięta na wschód względem wierzchołka) powoduje, że w kierunku szczytu trzeba poruszać się ze sporą tendencją w prawo. Autorze nie mogli też wiedzieć, że kopuła szczytowa ich po prostu nie puści (współcześnie wprost na sam wierzchołek wchodzą trzy drogi o wycenach od V+ do VI+), a co za tym idzie podążając skośnie w prawo w górę ciągle szukali drogi do szczytu i ostatecznie jej... de facto nie znaleźli. Dlatego niech nikogo nie dziwi, że w zasadzie przetrawersowali całą szerokość górnej części ściany i ostatecznie wydostali się na końcówkę pn.-zach. grani (z drogą Groszą powstałą kilka tygodni wcześniej). Wracając do wycen i nieco buńczucznego rozliczania się z mitami przez Szczepańskich i Szczukę, zdziwi się ten, kto sięgnie po monografię Małego Kieżmarskiego autorstwa Jackovica. Omawiana droga ma w niej nawet schemat (droga 96) i w dwóch miejscach wycenę... V. Czyżby zatem powtórna weryfikacja po latach? Z całym tym pakietem rozbieżności postanowiłem to sprawdzić. Na wstępie od razu powiem, że opis WHP jest po prostu słaby. Już o wiele lepiej sięgnąć po oryginał (Taternik 1913/4), gdzie widnieją wycięte przez Paryskiego rzekomo nieistotne zdania zmieniające naprawdę sporo. Autorzy wskazują miejsce wejścia w ścianę bardzo dokładnie (50m w pionie od początku grzędy rozdzielającej Niemiecką Drabinę), Paryski ten szczegół pomija. Stąd też źle zinterpretowałem opis i zacząłem kilkadziesiąt metrów niżej niż droga oryginalna. Wtrawersowałem od prawej tuż nad ostrogę i w pięknej wspinaczce białym wymytym ciekiem wodnym (IV) po kilkudziesięciu metrach w pionie dotarłem na Skrajną Srebrną Drabinę, gdzie od prawej z dołu dochodziła droga oryginalna (myślę, że "błąd" warty robienia, naprawdę wdzięczny teren). Dalej w górę wspomnianą Drabiną aż na płaską piarżystą grzędę wrastającą w ścianę. Dalej opis jest zagadkowy, ale według mnie celem jest dotarcie pod lewy biały obryw ściany (są łącznie trzy i pod wszystkimi się przechodzi). Wielkie bloki przeszedłem od lewej strony, a następnie płytką stromą depresją (III) dotarłem pod wspomniany obryw (raczej współczesny, nie ma o nim nic w opisach). Spod niego łatwym zachodem dociera się pod kolejny wielki (z 50m w pionie) środkowy biały obryw (w WHP "biały obryw"). Oryginalna droga ma prowadzić na prawo od niego zacięciami (za V wg autorów, za IV wg późniejszych opisów). Nic w jego bliskości nie sugeruje takiej możliwości, stąd też uważam, że ten odcinek drogi przestał w bliżej nieznanym czasie istnieć. Na schemacie Jackovica jest tam V wyciąg, ale sporo na prawo od niego. Mi udało się przejść ten fragment za IV, ale raczej nieco odmiennie niż na schemacie. Kontynuowałem wznoszący się trawers, po czym poszedłem wprost w górę kilkadziesiąt metrów stromą depresją (IV) docierając do "ogromnego, z dala widocznego bloku" od drugiej strony niż droga oryginalna. Dalej zgodnie z opisem znów kilkadziesiąt metrów w górę w kierunku trzeciego białego obrywu (najstarszy z nich wszystkich, w WHP "biały okap"). Następuje teraz bardzo długi (co najmniej stumetrowy) trawers popod nim. W zasadzie nic oprócz samego miejsca, która jest jednoznaczne, nie zgadza się z opisem, ale... może nie może się zgadzać. Cały trawers zbudowany jest z olbrzymich wiszących na sobie bloków. Prawdopodobnie ten świat wyglądał zupełnie inaczej przy pierwszych przejściach. U Jackovica jest tam nawet miejsce V i chyba mogę się zgodzić. W pewnym miejscu by dalej trawersować trzeba obniżyć się o około cztery metry. Można to zrobić "łatwiej", ale skrajnie ryzykowanie, albo po dobrej, ale mocno wywieszającej skale (to prawdopodobnie jest V ze schematu). Dalszy trawers dociera do oryginalnego Stanisławskiego i przecinając go docieramy na najwyższą część pn.-zach. grani, którą w kilka minut osiągamy wierzchołek. Cóż mogę powiedzieć. Od ostrogi do szczytu jest ponad 500 metrów w pionie. Droga trawersując przy okazji robi co najmniej drugie tyle. Orientacja jest trudna i wymagająca. Skała różna. Przeważnie dobra, miejscami straszna, ale w sensie wielkogabarytowych bloków. Ekspozycja w wielu miejscach zacna. Z historycznego punktu widzenia droga wspaniała. Warto jednak brać poprawkę na czas, skoro bez liny zajęła mi ponad trzy godziny.
Kdo: 
Greg