O niestarannych staraniach o sławę, brnących w megalomanię

Uwagi o specjalistach od grani w artykule: http://www.tatry.przejscia.pl/pl/node/953, który napisałem niemal równy rok temu, niestety nie straciły z aktualności. Czasopism zajmujących się Tatrami jest tak mało, iż nawet komuś pobieżnie nimi zainteresowanemu, nie sposób nie trafić na pseudo eksperckie opisy grani, osoby którą nazwę tutaj Autorem Małostarannym. Można by wytykać w szczegółach jego niestaranność, ale nie moją rolą jest czynienie korekty za innych, czy też udzielanie korepetycji 'specjaliście'. Można by też zignorować tą pisarską aktywność Autora Małostarannego, tak jak sugerują prawdziwi specjaliści od grani i nazewnictwa tatrzańskiego, żeby nie czynić promocji temu co lepiej by jej nie miało. Dlaczego więc tego nie zrobię?

Nie tylko dlatego, że ani nie rozumiem, ani nie potrzebuję tak zwanych 'dobrych stosunków', a jedynie dla trzymania się własnej przyzwoitości i z kilku idealistycznych pobudek. Jeśli są Tatry dobrem wspólnym, to jesteśmy też za nie odpowiedzialni indywidualnie, według własnych odczuć z nimi związanych. Jeśli spojrzeć na to co się o Tatrach pisze z perspektywy kilkudziesięciu lat, to warto uzmysłowić kolejnym pokoleniom, że nie wszystko i nie każdemu w tym pisaniu się podobało. A wreszcie to co najważniejsze, jeśli miałbym się z Włodkiem Cywińskim kiedyś spotkać (choć on sam w to nie wierzył), to żeby spojrzeć mu śmiało w oczy i ucieszyć się tym spotkaniem, nie mogę milczeniem obudowywać Małostarannych zaczepek, do których sam Cywka nie jest już w stanie się ustosunkować.

Autor Małostaranny wydaje się, iż znalazł graniową niszę, w której może zaistnieć niepowstrzymywany żadnymi autorytetami, samonapędzający się „nowymi” zdobyczami, a nawet namaszczający się na następcę przewodnikowych autorów. Mogłoby to być bez znaczenia, a nawet sprzyjać rozwojowi tatrologii, gdyby nie to, że autor Małostaranny nie tylko jest słaby z topografii, ale nie przeszedł nawet ułamka grani pokonanych przez dziesiątki żyjących, a nie śmiących powiedzieć, że granie poznali.

Autor Małostaranny zarzuca Cywińskiemu przepisywanie z WHP, być może nie mając pojęcia, iż Cywka pomagał Paryskiemu przy pisaniu przewodników. Jest zatem albo cynikiem albo nieukiem, który jeszcze nie przyswoił tej wiadomości i z charakterystycznym dla ignorantów tupetem, deprecjonuje wpis Cywińskiego by „wzmocnić” swój opis. Jednocześnie ktoś taki nazywa Michałkową Rówień, „Michałkową Równią”. Niby nic, ale komuś kto nosił WHP ze sobą w plecaku choćby tylko przez rok, rzuca się w oczy i w uszy rozdźwięk, fałszywe brzmienie, gdyż różnego rodzaju Równi jest w Tatrach, w tatrzańskim nazewnictwie całe mnóstwo, natomiast „równia” jest ewenementem, 'oryginałem' i co najwyżej prowadzi pochyło w dół każdego, kto się na niej znalazł, kto będzie używał tego novum, idąc za przykładem nowego topograficznego 'mistrza'. Użycie tego słowa świadczy nie tylko nie najlepiej o redakcji, która nie zadała sobie trudu korekty (czy też co gorsze zrobił ją ktoś z wiedzą równą autorowi 'eksperckich nazw'), ale dobitnie ukazuje brak oczytania w literaturze tatrzańskiej (pomijając przewodnikową), czy też powierzchniowe ślizganie się po zagłębieniach i wzniesieniach, tak grani jak i własnych kompetencji.

Ta pseudo polemika autora 'nowych grani' z nieżyjącym rzeczywistym i dogłębnym znawcą wszystkich tatrzańskich grani i Tatr w ogóle, powtarzana kolejny raz, jest sprytnym zabiegiem naśladownictwa Cywki, jego sposobu pisania przewodników, ale to tylko silenie się na polemikę, którą uprawiał Cywiński wobec mistrza Paryskiego (z którym miał o czym dyskutować także za życia), a w rzeczywistości to żenujący spektakl nowoczesnej promocji Małostaranności.

Tupet jest tutaj rzeczą nadrzędną. To czego sam nie sprawdził w terenie, podpowiada mu intuicja, a o fragmentach skalnych, których jak sam zaznacza – „nie podjąłby się przejść”, autorytarnie stwierdza, że są równie trudne jak te których dotknął, lub też są niepotrzebnymi wariantami o znikomym znaczeniu. Gdzie indziej, mimo obsesyjnego wieszczenia swojej idei fix stąpania „ściśle ostrzem grani", w miejscach gdzie nie może owego ostrza pokonać, czy też nie jest w stanie go odnaleźć, podsuwa 'obejścia' znane już ponad sto lat temu, przy tym starannie i dyskretnie pomija autorów owych obejść.

Autor Małostaranny nie tylko jest niedokładny, za to dbały o swój wizerunek, ale jest również odkrywczy, bo zauważa iż w Tatrach skała w lecie może być pokryta lodem, a na grani pioruny biją częściej niż w dolinach i aż dziw go bierze, że tak często i dopiero odwiedziny grani otworzyły mu oczy na potęgę wyładowań atmosferycznych i ich siłę. Zaiste odkrycia znamienne, aczkolwiek nie przełomowe, choć czyniące wyłomy w skale. Gdyby Autorowi Małostarannemu dane było dotrzeć do literatury na temat ruchów górotwórczych, czy skał w Tatrach, to zdziwienie jego byłoby jeszcze większe, ale że on sam tworzy nową literaturę tatrzańską, toteż tamta przeszła nie może mieć już znaczenia, bowiem wchodzimy w 'nowy wspaniały świat'... A im mniej ludzi czyta to co dane było czytać Cywińskiemu, Puškášowi, Paryskiemu, Bohušowi, tym bardziej będą dla nich odkrywcze 'spostrzeżenia' Małostaranne.

Autor Małostaranny nie powstrzymał się przed nowymi nazwami, gdyż potrzeba zaistnienia w każdej formie jest mocniejsza niż zdrowy rozsądek. Dla zabawy, czy też dla 'uspokojenia' środowiska taternickiego, zaproponował składanie ciekawszych propozycji od jego własnej na nazwę dla jednej z kilkuset szczerbin w grani. Moją propozycją, którą tu oficjalnie składam jest: Kładka Małostaranna. To idealna nazwa, bo obrazowo łączy stare z nowym. Tylko komu ją zaproponować? Starannym Autorom? Czy Małostaranny Autor powoła komisję do akceptacji innych propozycji niż jego własna, czy też może będzie się kierować swoją biegłą intuicją i tatrofilską erudycją?

Jest jeszcze w tej pisaninie niestarannej odsyłanie do internetowej strony, do zdjęć i opisów których tam nie ma. Nazywa się to teraz zabiegiem marketingowym, chwytem promocyjnym, czy Bóg wie czym jeszcze. Jak dla mnie to zwykłe okłamywanie ludzi, granie im na nosie, oszustwo. Już nawet nie irytujące, a niesmaczne, takie znamienne dla niestaranności i nierzetelności.

Adam Śmiałkowski